Aktualności

Jak rozmawiać z małym dzieckiem

Przedstawiamy kolejny artykuł , autor psycholog Katarzyna Bieg.

 

Jak rozmawiać z małym dzieckiem

 


Sposób, w jaki mówimy do naszych dzieci oraz treść, jaką niosą nasze przekazy, nie tylko kształtuje bieżącą rzeczywistość, ale ma także ogromny wpływ na to, jakie dziecko wychowamy. To przede wszystkim od rodziców i opiekunów we wczesnym dzieciństwie dowiadujemy się, jakimi jesteśmy ludźmi, czy zasługujemy na sympatię i miłość innych, czy jesteśmy zdolni i jak wiele od nas zależy.

Dziecko, które jest stale krytykowane, pouczane, oceniane jako „niegrzeczne” najprawdopodobniej takie się właśnie stanie !

Jeżeli maluch postępuje niewłaściwie oceńmy tylko jego zachowanie, nigdy samo dziecko.

Nie mówmy np. „Jesteś niegrzeczną dziewczynką”, obecnie wiemy, że krzywdzące słowa zapisują się głęboko w pamięci. Nawet jeśli w dorosłym życiu nie pamiętamy już treści samych słów, to zapamiętujemy, że jesteśmy niegrzeczni, niedobrzy, itp. Bywa, że dorośli ludzie mają głęboko zakodowane komunikaty o tym, że są źli i nie zasługują na szacunek ze strony innych osób a źródło tych przekonań leży właśnie w błędnym sposobie oceniania dzieci.
Babcia trzyletniej Tośki do teraz pamięta, jak będąc dzieckiem codziennie słyszała:

„Jesteś niedobra”

„Tylko złe dzieci biją młodszego braciszka”

„Grzeczne dziewczynki siedzą prosto”

Wszystko to wpłynęło na jej poczucie wartości i kompleksy, z którymi długo się borykała. Teraz, gdy codziennie opiekuje się małą Tosią, unika tego typu komunikatów. Jeśli musi skarcić dziewczynkę, mówi do niej :„Nie podobało mi się twoje zachowanie w piaskownicy, Nie wyrywamy innymi dzieciom zabawek z rączki…” jednocześnie codziennie mówi Tosi, że ją kocha, że jest wspaniałą dziewczynką. Babcia oddziela złe zachowanie dziecka w konkretnym momencie od całościowej oceny malucha, która przecież jest niezależna od jego postępowania, uzdolnień czy wiedzy. Ważne, by dziecko miało tę pewność.


Starajmy się ograniczać do minimum pouczanie dziecka, strofowanie, mówienie „a nie mówiłam”. Jak może się czuć dziecko, które każdego dnia otrzymuje komunikaty, że rodzic, babcia czy opiekunka są mądrzy, wspaniali, przewidujący a ono samo nie i ciągle popełnia błędy, nieustannie trzeba je pouczać, bo inaczej z niczym sobie nie poradzi? Raczej nie czuje wdzięczności za to, że ma tak doskonałego opiekuna, fundujemy mu za to z pewnością niskie poczucie własnej wartości.
Jeśli dziecko się przewróci, uderzy, nie komentujmy – najprawdopodobniej wstanie, otrzepie kolanko i pójdzie dalej. Pokażemy w ten sposób, że warto poznawać świat, być odważnym, otwartym. Jednak pocieszmy je, jeśli boli – nie mówmy „nic się nie stało”, jeśli widzimy, że dziecko jest przestraszone, czuje ból. Uszanujmy jego uczucia, nie zaprzeczajmy im, przytulmy malucha, powiedzmy, że płacz to nic złego, przecież nawet dorośli płaczą, kiedy jest im źle.
Codziennie na spacerach spotykałam małego Pawełka, miał wtedy półtora roku, przez trzy dni w tygodniu opiekowała się nim babcia Stenia, przez dwa babcia Ania. Spędzając z nimi czas mogłam zaobserwować, jak różnie na nowe nieznane sytuacje reaguje dziecko w zależności od reakcji samego opiekuna. Kiedy Pawelek przewrócił się w parkowej alejce, babcia Stenia niemal nie zwróciła na to uwagi, pomogła malcowi wstać, pokazała jak otrzepać rączki, chłopiec trochę się skrzywił, ale zobaczył, że taki mały upadek nie wywołuje u babci większej reakcji, szybko więc zapomniał o zdarzeniu i pobiegł dalej. Kiedy chłopiec wychodził do parku z babcią Anią ciągle słyszał „nie biegnij, uważaj, zaczekaj, patrz pod nóżki”, w odpowiedzi na upadek widział przerażoną niemalże minę babci, słyszał „mówiłam, żebyś nie biegał, zobacz jak odrapałeś kolanka”. Chłopiec w odpowiedzi oczywiście zaczynał głośno płakać, babcia zaczynała tulić, pocieszać. Bywa, że różne reakcje można zaobserwować u mamy i taty dziecka, dlatego ważne jest, by poza czasem spędzanym z mamą, która zazwyczaj jest bardziej ostrożna i kontrolująca, maluch miał możliwość spędzania czasu z tatą, który pozwala na więcej i mniej asekuruje.


Niezwykle istotne jest chwalenie dzieci, docenianie ich wysiłków – nawet jeśli efekt pracy odbiega od wymarzonego, doceńmy, że dziecko się starało, włożyło w coś mnóstwo pracy i energii. Pamiętajmy, by ostrożnie używać słowa „ale”. Badania pokazują, że „ale” użyte w zdaniu złożonym, kasuje niejako całą treść znajdującą się przed nim. Jeśli dziecko usłyszy „ładnie namalowałeś domek, ale trochę niestarannie go pokolorowałeś” to z dużym prawdopodobieństwem jego podświadomość zapamięta tylko, że niestarannie koloruje. Lepiej powiedzieć „ładnie narysowałeś domek i jestem pewna, że następnym razem pokolorujesz go jeszcze staranniej”. W tych słowach nasze dziecko słyszy jeszcze coś - bliska mu osoba, która wiele dla niego znaczy i jest autorytetem, jest przekonana, że ono jest zdolne i potrafi jeszcze lepiej wykonywać daną czynność. A małe dziecko nie ma żadnych powodów, by poddawać w wątpliwość wiedzę bliskich mu dorosłych osób. Tak więc, to co słyszy, przyjmuje za pewnik, na tym buduje zręby swojej samooceny.


Starajmy się mówić do dzieci w pozytywnych kategoriach. Urodzeni optymiści zapewne nie będą mieć z tym większych problemów, ale wszyscy możemy się tego nauczyć. Lepiej powiedzieć dziecku „dobrze to narysowałaś”, zamiast „dobrze, ze nie wyjechałaś za linię”. Wydaje się, że różnica jest niewielka, jednak sposób zapamiętywania komunikatów przez naszą podświadomość, pokazuje, że ten sposób mówienia do dziecka może przynieść mu o wiele więcej korzyści.


Warto myśleć o naszych dzieciach pozytywnie! Dowiedziono, że treść naszego myślenia ma realny wpływ na inną osobę. Kiedy w pewnej szkole dzieci losowo podzielono na dwie grupy i jednej z nauczycielek powiedziano, że ma do czynienia z bardzo zdolnymi uczniami a drugiej, że będzie uczyć słabe dzieci, to okazało się, że po pewnym czasie uczniowie faktycznie otrzymali różne wyniki w testach badających inteligencję. Pierwsza klasa wypadła o wiele lepiej, niż druga – pomimo, że w teście poprzedzającym eksperyment wyniki w obu klasach nie różniły się.  Najprawdopodobniej, myśląc o kimś w określony sposób wzmacniamy naszą mimiką, doborem słów i innych działań, te zachowania danej osoby, które są spójne z naszym myśleniem.


Spróbuj wyćwiczyć u siebie tę cechę – pomyśl o dziecku, które wydaje ci się uciążliwe, źle dostosowane. Być może nie raz myślałaś/eś, że to twoja wina, że należałoby coś zrobić inaczej, tym razem jednak spróbuj zmienić swój sposób myślenia o tym dziecku. Bo przecież dziecko nieśmiałe nie musi być zdystansowane, izolujące się od rówieśników, niepewne – równie dobrze może zostać uznane za dziecko o wielkiej wrażliwości, delikatne, potrzebujące w istocie więcej czasu niż inne dzieci na nawiązanie znajomości, ale za to później jest wytrwałe, lojalne, być może nie jest dzikuskiem stroniącym od ludzi, ale małą osóbką o dużych zdolnościach analitycznych dostrzegającą o wiele więcej niż inne dzieci, obserwującą, inteligentną… Przecież na dobrą sprawę nie jesteśmy wszechwiedzący, nie wiemy co tak naprawdę drzemie w dziecku, w tej sytuacji naprawdę lepiej widzieć je w pozytywnych barwach. Dajemy w ten sposób maluchowi szansę na budowanie zdrowej samooceny i poczucia wartości w oparciu o jego własne doświadczenia, a nie naszą niepotrzebną ocenę jego postępowania.


Unikajmy etykietowania dziecka, nie mówmy „Oleńka jest taka nieśmiała”, „Jaś jest niejadkiem” a „Basia jest bardzo zazdrosna o siostrzyczkę”. W tych wszystkich przykładach najprawdopodobniej u dzieci zadziała samospełniająca się przepowiednia. Niemowlę czy małe dziecko początkowo nie zna znaczenia słów nieśmiała, niejadek czy zazdrosna i wielu innych, które na co dzień słyszą od wyrokujących i oceniających ich dorosłych. Jednakże często je słyszy, wie, że to o nim mowa (w skrajnych przypadkach Jaś może pomyśleć, ze niejadek to jego drugie imię), z czasem poznaje znaczenie słowa i potem nie pozostaje mu już nic innego, jak powiązać cechy bycia nieśmiałym, zazdrosnym, itp. ze sobą i przyjąć za pewnik, że takim właśnie jest.


Trzyletniemu Staszkowi urodził się braciszek, chłopiec dobrze przyjął rodzeństwo, był zainteresowany noworodkiem, „pomagał” mamie w pielęgnacji i przewijaniu. Zdaje się, że rodzice prawidłowo przygotowali Staszka do narodzin nowego dziecka, poświęcali mu dużo uwagi, szczególnie mama starała się spędzać z chłopcem każdą wolną chwilę, rozumiejąc, że taka postawa procentuje. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie przypadkowi rozmówcy na spacerach a nawet chcące dobrze babcie. Kiedy rodzina zaczęła się udzielać towarzysko mama zauważyła, że Staszek na każdym kroku był pytany o to czy jest zazdrosny o braciszka. Nie było wizyty, by nie padło to niepotrzebne pytanie. Mama nie wiedziała co mówić, bo nawet jak zaprzeczała, to zdarzyło się, że usłyszała od starszej cioci, że „teraz jeszcze jest na to za mały, ale jak zrozumie sytuację, to wtedy się zacznie”… Staszek nie wiedział, co oznacza bycie zazdrosnym, ale włączył już to słowo do swojego słownika, używał go zupełnie nieadekwatnie, jednak zrozumiał, że jest ono w jakiś tajemniczy sposób istotne dla dorosłych. Gdyby ta rodzina nie zgłosiła się po poradę, być może z czasem mały Staszek rzeczywiście uznałby, że jest zazdrosny o braciszka a następnie zmieniłby swoje zachowanie tak, by było spójne z jego myśleniem o sobie.


Pamiętajmy także, że negatywne komunikaty wpływają realnie na nasze życie. Jeśli dziecko słyszy od bliskiej mu osoby „nie umiesz rysować”, „nie umiesz śpiewać” to zwyczajnie może pomijać wszystkie okazje do spróbowania danej rzeczy, w efekcie traci szansę na rozwijanie swoich zdolności w danym obszarze i po jakimś czasie jest już rzeczywiście słabsze w tej dziedzinie od innych dzieci. W ten sposób rodzice i opiekunowie narzucając dziecku swoje przekonanie dotyczące jego zdolności zamykają mu szansę na rozwijanie tej zdolności, otwierając szeroko drzwi na działanie samospełniającego się proroctwa.


Kiedy mówimy do małego dziecka o wiele lepszy efekt uzyskamy, gdy zniżymy się do jego pozycji, w czasie zabawy najlepiej usiąść na dywanie, na spacerze przykucnąć, tak by nasze oczy były na wysokości oczu dziecka. To naprawdę wiele daje, warto spróbować.


Jeśli chcemy by małe dziecko nas posłuchało mówmy do niego krótkimi, prostymi zdaniami, np. „tego nie wolno”. Dawajmy proste wybory „chcesz to czy tamto”. Mama małej dwuletniej Anielki świetnie wcieliła tę zasadę w życie w momencie, gdy u dziecka pojawiły się pierwsze „buntownicze” zachowania. Zamiast pytać dziewczynkę „Czy idziemy na spacer?” – pewnie usłyszałaby odpowiedź „nie”, zaczęła pytać „Włożysz na spacerek niebieskie czy zielone spodenki?”. Efekt był taki, że dziewczynka zamiast marnować energię na sprzeciwianie się mamie, poświęcała ją na wybieranie ubranek i przygotowywanie się do wyjścia.


I na koniec jeszcze jedna istotna kwestia, nie mówmy dzieciom nieustannie „uważaj, bo się przewrócisz”, „dam ci się napić, bo sam zaraz się polejesz”, „daj, ja to przeniosę, bo zaraz wszystko rozrzucisz i będzie bałagan”.  Oczywiście obowiązkiem opiekuna jest zapewnić dziecku bezpieczeństwo, ale postarajmy się wytyczyć takie miejsca, gdzie dziecko będzie mogło swobodnie eksplorować otoczenie. To bardzo ważne dla rozwoju jego inteligencji, ale także poczucia, że samo potrafi, że mamy do niego zaufanie.

Spotkałam się z opinią lekarzy, że największe krzywdy dzieci robią sobie, kiedy tuż obok znajduje się rodzic. Pewna historia dobrze ilustruje to zjawisko - znajoma rodzina ma 14-miesięczną córeczkę, jakiś czas temu dziecko opanowało wchodzenie i schodzenie z kanapy w salonie i robiło to bezkolizyjnie i sprawnie do momentu, kiedy rodzice upewnili się, że córka posiadła tę nową umiejętność. I tak pewnego dnia tata dostrzegł, że dziecko jest na kanapie, rzucił się dziecku „na ratunek”, przestraszył córkę, która straciła równowagę, złapał ją wprawdzie nogą, ale sam trzymał w ręce talerz z obiadem i na twarzy dziewczynki wylądowała ryba i ziemniaki – na szczęście nie były gorące. A gdyby tata niczego nie zauważył, to mała Hania spokojnie zeszłaby z kanapy, tak jak wcześniej zrobiła to już wiele razy i wróciła do swojej zabawy….


Wiele mam czy opiekunek potwierdzi pewnie, że jak tylko powiemy dziecku „nie wywróć się”, to prawdopodobnie dziecko zaraz się wywróci. Nie mówmy więc cały czas „uważaj próg”, tylko powiedzmy maluszkowi „a teraz podnieś nóżkę, przekroczymy ten próg”, dziecko szybko się nauczy, jak pokonywać przeszkodę i takie nasze zachowanie będzie miało dla niego wymierny efekt. Umysł będzie wówczas pracował nad tym, by jak najlepiej opanować i udoskonalać daną czynność. Natomiast dziecko, które często słyszy tylko ostrzeżenia, będzie nieustannie uważało, żeby tylko się nie wywrócić, jego umysł później wypracuje sposób pokonywania przeszkody, bo będzie zajęty „uważaniem”. Będzie coraz ostrożniejsze, będzie rosło w poczuciu, że świat jest dość niebezpiecznym miejscem a do tego ono samo jest tak bezbronne i niezdarne, że nie potrafi się w nim poruszać, z czasem pewnie zaniecha aktywności i poznawania, w zamian zyska spokój, nie będzie słyszało niepotrzebnych ostrzeżeń dorosłych, ale czy o to nam chodzi w wychowaniu dziecka?

 

<< Wróć do poprzedniej strony